Ostatnio przeglądałem sobie fotkę.pl całkiem to ciekawe. Podobnie jak fotoblogi itd. Moja matematyczka miała takie fajne określenie, które tu idealnie pasuje "kółko wzajemnej adoracji". Zasada jest prosta ludzie wrzucają soje zdjęcia plus jakieś opisy inni komentują. No i co w tym zabawnego? Otóż ta wzajemna adoracja. Wystarczy przejrzeć kilka stron żeby zobaczyć czym ona się objawia. Jakiś chłopak/dziewczyna wrzuca swoje zdjęcia, następnie ogląda zdjęcia innych tym i daje ocenę i komentarz. Ocena oczywiście jest wysoka a komentarz standardowy czyli: "och jakie sweet fotki xD zapraszam do mnie :*" osoba która otrzyma tak miły komentarz wchodzi na fotkę danej osoby i odpowiada w podobny sposób. "Twoje też są świetne jaki Ty przystojny :) Pozdrawiam. Buźka :*" Dlaczego nie uwzględniłem możliwości oceny niskiej i mało miłego komentarzu? Bo jeśli napisze się komuś szczerze że jego zdjęcia/osoba jest brzydka to wtedy można się liczyć z podobnym odwetem z jego strony, a w końcu każdy lubi być dowartościowanym przez słuchanie jaki to jest piękny i cudowny.
Ciekawy jest też wiek ludzi na fotce. Od lat kilkunastu do lat dwudziestu paru. Pytanie tylko po co to? Może żeby pokazać się innym ludziom, może żeby się dowartościować a może bo taka jest moda i wszyscy mają... Dla mnie to zwykła głupota. Wybaczcie ale ja się bawił w to nie będę, naprawdę nie mam ochoty oglądać zdjęć ludzi, których nawet nie znam i szczerze mówiąc nie chcę poznawać. Na mój gust człowiek który musi dowartościowywać się przy pomocy internetu nie jest ciekawy. Podejście do tego jak do mody jest równie bez sensowne. Stwierdzenie wszyscy mają to ja też jest po prostu żałosne. Innym rzekomym powodem jest utrzymanie kontaktów ze znajomymi. Ja mam telefon, gg i maila, a moi znajomi wiedzą jak wyglądam więc nie potrzebuje fotki.
Przyznaje się jednak bez skruchy, że prowadzę bloga. Jednak w nim zamieszczam z reguły moje zdjęcia które chcę aby ktoś ocenił pod względem fotograficznym. Na prawdę nie obchodzi mnie, że "frani1994" podoba się jak wyszedłem na zdjęciu marnej jakości robionym telefonem komórkowym. Nie potrzebuje znać jej zdania na mój temat a nawet gdybym je znał to mam je głęboko...
W pomocy w fotce znajduje się takie stwierdzenie:
"To proste oglądasz zdjęcia, oceniasz, poznajesz. Krótko mówiąc, fotka to dobra zabawa przed komputerem.. "
Taaaaak. To jest dopiero zabawa! Mogę zobaczyć pryszczatą gębę Henia z Ciućkowa Dolnego, co więcej mogę mu nawet napisać że jest piękny i w ten sposób dowartościować biedne zakompleksione dziecko które spędza czas na sprawdzaniu czy ktoś dał mu już komenta :D No nie tylko oczywiście bo swój czas mój hipotetyczny bohater dzieli miedzy sprawdzanie komentarzy, prowadzenie swojego bloga, przegrywanie w CS, udzielanie się na forum gdzie wypowiada się na każdy temat szczególnie jeśli się na nim nie zna i no i jedzenie jedzenie oczywiście.
Wiem że może jestem zbyt okrutny i to wszystko nie prawda. Może Ci wszyscy ludzie są wspaniali. Może obrażam ich moim tekstem, ale w przeciwieństwie do nich naprawdę nie obchodzi mnie co o mnie myślą. Zasada jest prosta: jestem sobą i nie będę się zmieniał dlatego że mnie ktoś nie lubi. Może jestem głupi, cyniczny i nietolerancyjny, ale dla głupoty moja tolerancja nigdy nie wzrośnie. Nie ma ludzi głupich samych z siebie, to trzeba w sobie wyrobić przez konsekwentne nieużywane mózgu. Ostatnio mój przyjaciel stwierdził, że "mózg jest jak mięsień i da się go wyćwiczyć w pewnym stopniu". Szkoda tylko, że nieużywane mięśnie zanikają...
pan M.
29 sty 2008
26 sty 2008
Wolność
W 1989r. Kult wydał album "Kaseta". Na nim znalazła się piosenka "Po co wam wolność"
"Wolność. Po co wam wolność?
Macie przecież do pracy autobusy
Wolność. Po co wam wolność?
I bezpłatny przydział spirytusu "
Właśnie po co nam wolność? Co sprawia, że na przestrzeni wieków tylu ludzi biło się właśnie o nią? Wolność słowa, wyznania, czy też ta ogólnie pojęta. Podobno żyjemy w wolnym kraju, którą to wolność nasi przodkowie przypłacili bla bla bla...
Z tym, że ja nie czuje się zbytnio wolny, a przynajmniej nie w pełni. Problemem jest to, że na każdym kroku jestem ograniczany przez ludzką głupotę. Na przykład? Nie mogę samemu się przejść w środku nocy po warszawskiej Pradze, bo jeśli nie stracę zębów, to będzie cud. Nie ogranicza mnie nic poza debilizmem tych, którzy mi zęby wybiją. Co więcej ogranicza mnie też debilizm tych z drugiej strony barykady. Jeśli wezmę broń, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo i postrzelę ludzi którzy próbowali zrobić mi krzywdę, to skończę marnie. Chcę tylko mieć spokój. Czy to aż tak wiele? Ja chcę robić to,v co lubię i mieć święty spokój. Ale niestety to niemożliwe. Nie chcę milionów czy władzy. Chcę móc żyć i zajmować się tym, co lubię. Niestety, żeby to robić potrzebuje pieniędzy, a żeby je zdobyć muszę ostro brać się za naukę/pracę i w konsekwencji czasu na to, co się lubi zostaje coraz mniej. Martwi mnie, że pewnego dnia mogę obudzić się ze świadomością że kiedyś chciałem robić coś, co lubię a mimo, że już mnie na to stać to ciągle moim celem są pieniądze. One powinny być środkiem do osiągnięcia celu, a nie celem samym w sobie.
Podobnie ma się sprawa z polityką. Gdzie tam jest wolność? Kogo z tych idiotów mam wybrać, skoro żaden z nich tak na prawdę nie nadaje się do rządzenia krajem. Szczerze mówiąc, to nie wiem czy oni nadają się do czegokolwiek. To są ci sami ludzi od wielu lat. Wystarczy rzucić okiem na ich życiorysy i widać, że każdy z nich był już w 10 partiach, zależnie od tego która była akurat w rządzie. To jest bardzo sprytny system: ci sami ludzie na zmianę w rządzie i opozycji co kilka lat. Spójrzmy na pana Millera, był premierem który zapisał się już w historii. Dodać należy, że zapisał się wyjątkowo źle. Szkody, które ten człowiek wyrządził państwu będzie trzeba naprawiać jeszcze wiele lat. Z tym, że nie bardzo kto ma je naprawiać to inna sprawa. Jakiś czas temu startował do sejmu z list Samoobrony, jednak nie wyszło mu to zbyt dobrze teraz więc założył nową partię i za kilka lat spróbuje ponownie. Wybór mój jest więc między tymi którzy byli w Solidarności i tymi którzy byli w partii za czasów PRL.
Podobno mam wybór: mogę jechać za granicę np do Irlandii. Sęk w tym, że nie chcę. Jestem Polakiem i mimo, że irytuje mnie ten cały patetyczny szum o przelewaniu krwi za wolność to jednak nie mam zamiaru opuszczać na stałe kraju, który jest moim domem. Zresztą to była by ucieczka, a po co uciekać jeśli można zmienić to, co jest złe. Wystarczy wziąć dupę w troki i brać się do roboty! Może można zrobić coś sensownego zamiast stać pod sklepem i chlać wino? Może jest inny sposób na zdobycie nowego telefonu niż skrojenie jakiegoś frajera? Można zmienić wiele rzeczy. Właściwe wszystko, jeśli tylko ma się wystarczająco dużo wytrwałości. Z tym że zmiany trzeba by zacząć od góry, a to jest dość duży problem bo niektórzy się łańcuchami do koryta przywiązali. Tak więc mamy trochę wolności, żeby mieć to co w moim mniemaniu jest wolnością trzeba by zmienić wiele rzeczy, ale to da się zrobić. Wystarczy tylko... no właśnie, każdy wie co wystarczy pytanie tylko jak? Jak nauczyć dresów myśleć i pracować? Jak przypomnieć politykom że słowo mister wywodzi się od łacińskiego ministro co znaczy służyć? Jak nauczyć urzędników dostrzegać ludzi, a sądy bycia sprawiedliwym? No i jak do jasnej cholery nauczyć ludzi myśleć?!
Pan M.
"Wolność. Po co wam wolność?
Macie przecież do pracy autobusy
Wolność. Po co wam wolność?
I bezpłatny przydział spirytusu "
Właśnie po co nam wolność? Co sprawia, że na przestrzeni wieków tylu ludzi biło się właśnie o nią? Wolność słowa, wyznania, czy też ta ogólnie pojęta. Podobno żyjemy w wolnym kraju, którą to wolność nasi przodkowie przypłacili bla bla bla...
Z tym, że ja nie czuje się zbytnio wolny, a przynajmniej nie w pełni. Problemem jest to, że na każdym kroku jestem ograniczany przez ludzką głupotę. Na przykład? Nie mogę samemu się przejść w środku nocy po warszawskiej Pradze, bo jeśli nie stracę zębów, to będzie cud. Nie ogranicza mnie nic poza debilizmem tych, którzy mi zęby wybiją. Co więcej ogranicza mnie też debilizm tych z drugiej strony barykady. Jeśli wezmę broń, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo i postrzelę ludzi którzy próbowali zrobić mi krzywdę, to skończę marnie. Chcę tylko mieć spokój. Czy to aż tak wiele? Ja chcę robić to,v co lubię i mieć święty spokój. Ale niestety to niemożliwe. Nie chcę milionów czy władzy. Chcę móc żyć i zajmować się tym, co lubię. Niestety, żeby to robić potrzebuje pieniędzy, a żeby je zdobyć muszę ostro brać się za naukę/pracę i w konsekwencji czasu na to, co się lubi zostaje coraz mniej. Martwi mnie, że pewnego dnia mogę obudzić się ze świadomością że kiedyś chciałem robić coś, co lubię a mimo, że już mnie na to stać to ciągle moim celem są pieniądze. One powinny być środkiem do osiągnięcia celu, a nie celem samym w sobie.
Podobnie ma się sprawa z polityką. Gdzie tam jest wolność? Kogo z tych idiotów mam wybrać, skoro żaden z nich tak na prawdę nie nadaje się do rządzenia krajem. Szczerze mówiąc, to nie wiem czy oni nadają się do czegokolwiek. To są ci sami ludzi od wielu lat. Wystarczy rzucić okiem na ich życiorysy i widać, że każdy z nich był już w 10 partiach, zależnie od tego która była akurat w rządzie. To jest bardzo sprytny system: ci sami ludzie na zmianę w rządzie i opozycji co kilka lat. Spójrzmy na pana Millera, był premierem który zapisał się już w historii. Dodać należy, że zapisał się wyjątkowo źle. Szkody, które ten człowiek wyrządził państwu będzie trzeba naprawiać jeszcze wiele lat. Z tym, że nie bardzo kto ma je naprawiać to inna sprawa. Jakiś czas temu startował do sejmu z list Samoobrony, jednak nie wyszło mu to zbyt dobrze teraz więc założył nową partię i za kilka lat spróbuje ponownie. Wybór mój jest więc między tymi którzy byli w Solidarności i tymi którzy byli w partii za czasów PRL.
Podobno mam wybór: mogę jechać za granicę np do Irlandii. Sęk w tym, że nie chcę. Jestem Polakiem i mimo, że irytuje mnie ten cały patetyczny szum o przelewaniu krwi za wolność to jednak nie mam zamiaru opuszczać na stałe kraju, który jest moim domem. Zresztą to była by ucieczka, a po co uciekać jeśli można zmienić to, co jest złe. Wystarczy wziąć dupę w troki i brać się do roboty! Może można zrobić coś sensownego zamiast stać pod sklepem i chlać wino? Może jest inny sposób na zdobycie nowego telefonu niż skrojenie jakiegoś frajera? Można zmienić wiele rzeczy. Właściwe wszystko, jeśli tylko ma się wystarczająco dużo wytrwałości. Z tym że zmiany trzeba by zacząć od góry, a to jest dość duży problem bo niektórzy się łańcuchami do koryta przywiązali. Tak więc mamy trochę wolności, żeby mieć to co w moim mniemaniu jest wolnością trzeba by zmienić wiele rzeczy, ale to da się zrobić. Wystarczy tylko... no właśnie, każdy wie co wystarczy pytanie tylko jak? Jak nauczyć dresów myśleć i pracować? Jak przypomnieć politykom że słowo mister wywodzi się od łacińskiego ministro co znaczy służyć? Jak nauczyć urzędników dostrzegać ludzi, a sądy bycia sprawiedliwym? No i jak do jasnej cholery nauczyć ludzi myśleć?!
Pan M.
24 sty 2008
Wiara
Jestem człowiekiem wierzącym. Nie wstydzę się tego i jest to dla mnie zupełnie normalne. Tak zostałem wychowany, a wiadomo, że wychowanie ma dość duży wpływ na to kim się stajemy. Inna sprawa, że instytucja kościoła jako takiego trochę mnie mierzi i irytuje. Wystarczy rzucik okiem na słynnego redemptoryste z Torunia.
Z drugiej strony wiara jest całkowicie naturalną potrzebą człowieka. Patrząc wstecz widzimy, że każdy naród, społeczność czy państwo miało religię. Mezopotamia, Egipt, Europa czy Afryka, a nawet daleka Australia. Wszędzie panowały religie. Chrześcijaństwo, Judaizm czy Islam. Ktoś może mi zarzucić że upraszczam pomijając np. przypadek komunizmu. Spójrzmy ZSRR nawet tam rozumiano to, że religię, którą się tępi trzeba czymś zastąpić, w tym wypadku był to kult Lenina, który leży sobie spokojnie w mauzoleum...
Ciekawe jest też po co ta wiara? Po co ludziom bogowie? Bo oczywistym jest, że deszczu na żądanie nie sprowadzali. Na mój gust będzie to optymizm. Zwykły ludzki optymizm. Bez bogów nie ma życia pozagrobowego a niezbyt miła jest świadomość, że po śmierci nie będzie nic prócz karmy dla robaczków oczywiście. No nie było by też jak się zdziwić czy wystraszyć no bo jak tu krzyknąć "o Boże!" gdyby nie było żadnych bogów? Bogowie są też doskonałym narzędziem do np. wprowadzania swoich praw. Weźmy takiego Mojżesza bez Boga wyglądało by to tak:
"cześć jestem Mojżesz tu macie takie tablice z kamienia/drewna no i na nich jest napisane czego wam zabraniam"
taaak na pewno by się przejęli...
Z wpleceniem Boga wygląda to raczej tak:
"Oto Bóg przemówił do mnie i dał mi te oto tablice a na nich są święte przykazania których macie przestrzegać bo inaczej spadnie na was gniew Boga i zginiecie w czeluściach piekielnych!"
Od razu bardziej to trafia do przekonania czyż nie?
Podobny sposób wykorzystywali później duchowni wszystkich religii. Niezbyt to uczciwe... ale cóż ocenia każdy sam wedle swoich własnych wartości.
Kolejną ciekawą kwestią są ateiści. Nie wiem jak można po prostu nie wierzyć... To nierealne. Każdy w coś wierzy- pieniądze, siłę, siebie. W ostatnich wiekach ateistów przybyło. Może dlatego, że kościół przestał ich tępić przy pomocy stosu i kata, może wpłynął na to fakt że nasza wiedza o świecie i sposobie w jaki on działa staje się coraz większa. To co nie jest tajemnicze nie niesie posmaku potęgi Boga. Kiedyś błyskawice były typowym dziełem bogów. Choćby Zeusa, który nimi ciskał. Teraz gdy wiemy już jak i dlaczego powstają stały się takie nudne i przyziemne. Dlatego pewnie ludzie szukają cudów na siłę i uparcie. Cuda z ich całą tajemniczością i niewyjaśnialnością stanowią pewien dowód na to, że jednak coś tam u góry jest. Tak długo, póki nie zostaną wyjaśnione. Ludzki umysł w dziwny sposób broni się przed opcją, że jeśli Bóg istnieje to może działać np. przez innych ludzi czy przez zjawiska całkowicie naturalne. W końcu z samej swojej natury jest Bogiem a pojęcie to niesie w swojej treści wszechmoc.
Jeśli człowiek naszych czasów uzbrojony w najnowszą technologię wybrał by się w przeszłość, to bez problemu mógłby zostać ogłoszony prorokiem czy też nawet Bogiem. Używając zaawansowanej technologi mógłby w sposób banalnie prosty przekonać ludzi do własnej wszechmocy. Jakim problemem było by przekonanie ludzi z przed kilku tysięcy lat, że posiada się panowanie nad błyskawicami mając broń palną? Czy też nad światłem używając prostej latarki? A może, że się posiada dar leczenia używając nowoczesnych leków?
Wszystko to prowadzi mnie do wniosku że wiedza nie sprzyja wierze w cuda, a jednak wielu nadal wierzy. Powód jest banalny. Oni zrozumieli że słowo wiara oznacza wiarę bez dowodów. Zacytuję fragment z Constantine "Ty nie wierzysz, Ty wiesz a to różnica".
Nurtuje mnie tylko jedno pytanie. Kiedy wreszcie ci, którzy wierzą zaczną wierzyć świadomie a nie ślepo. Bo, o ile wiara nie musi opierać się na dowodach, to powinna opierać się na sensownych przesłankach. Bo tak na prawdę chciałbym żeby ludzie byli wierzący. Nie ze względu na ich dusze czy też jakieś zbawienie bo to mnie nie wiele obchodzi, ale gdyby żyli zgodnie z zasadami swojej wiary to świat byłby o wiele bezpieczniejszy i lepszy. W końcu te zakazy na tablicach nie są takie całkiem bez sensu.
Pan M
Z drugiej strony wiara jest całkowicie naturalną potrzebą człowieka. Patrząc wstecz widzimy, że każdy naród, społeczność czy państwo miało religię. Mezopotamia, Egipt, Europa czy Afryka, a nawet daleka Australia. Wszędzie panowały religie. Chrześcijaństwo, Judaizm czy Islam. Ktoś może mi zarzucić że upraszczam pomijając np. przypadek komunizmu. Spójrzmy ZSRR nawet tam rozumiano to, że religię, którą się tępi trzeba czymś zastąpić, w tym wypadku był to kult Lenina, który leży sobie spokojnie w mauzoleum...
Ciekawe jest też po co ta wiara? Po co ludziom bogowie? Bo oczywistym jest, że deszczu na żądanie nie sprowadzali. Na mój gust będzie to optymizm. Zwykły ludzki optymizm. Bez bogów nie ma życia pozagrobowego a niezbyt miła jest świadomość, że po śmierci nie będzie nic prócz karmy dla robaczków oczywiście. No nie było by też jak się zdziwić czy wystraszyć no bo jak tu krzyknąć "o Boże!" gdyby nie było żadnych bogów? Bogowie są też doskonałym narzędziem do np. wprowadzania swoich praw. Weźmy takiego Mojżesza bez Boga wyglądało by to tak:
"cześć jestem Mojżesz tu macie takie tablice z kamienia/drewna no i na nich jest napisane czego wam zabraniam"
taaak na pewno by się przejęli...
Z wpleceniem Boga wygląda to raczej tak:
"Oto Bóg przemówił do mnie i dał mi te oto tablice a na nich są święte przykazania których macie przestrzegać bo inaczej spadnie na was gniew Boga i zginiecie w czeluściach piekielnych!"
Od razu bardziej to trafia do przekonania czyż nie?
Podobny sposób wykorzystywali później duchowni wszystkich religii. Niezbyt to uczciwe... ale cóż ocenia każdy sam wedle swoich własnych wartości.
Kolejną ciekawą kwestią są ateiści. Nie wiem jak można po prostu nie wierzyć... To nierealne. Każdy w coś wierzy- pieniądze, siłę, siebie. W ostatnich wiekach ateistów przybyło. Może dlatego, że kościół przestał ich tępić przy pomocy stosu i kata, może wpłynął na to fakt że nasza wiedza o świecie i sposobie w jaki on działa staje się coraz większa. To co nie jest tajemnicze nie niesie posmaku potęgi Boga. Kiedyś błyskawice były typowym dziełem bogów. Choćby Zeusa, który nimi ciskał. Teraz gdy wiemy już jak i dlaczego powstają stały się takie nudne i przyziemne. Dlatego pewnie ludzie szukają cudów na siłę i uparcie. Cuda z ich całą tajemniczością i niewyjaśnialnością stanowią pewien dowód na to, że jednak coś tam u góry jest. Tak długo, póki nie zostaną wyjaśnione. Ludzki umysł w dziwny sposób broni się przed opcją, że jeśli Bóg istnieje to może działać np. przez innych ludzi czy przez zjawiska całkowicie naturalne. W końcu z samej swojej natury jest Bogiem a pojęcie to niesie w swojej treści wszechmoc.
Jeśli człowiek naszych czasów uzbrojony w najnowszą technologię wybrał by się w przeszłość, to bez problemu mógłby zostać ogłoszony prorokiem czy też nawet Bogiem. Używając zaawansowanej technologi mógłby w sposób banalnie prosty przekonać ludzi do własnej wszechmocy. Jakim problemem było by przekonanie ludzi z przed kilku tysięcy lat, że posiada się panowanie nad błyskawicami mając broń palną? Czy też nad światłem używając prostej latarki? A może, że się posiada dar leczenia używając nowoczesnych leków?
Wszystko to prowadzi mnie do wniosku że wiedza nie sprzyja wierze w cuda, a jednak wielu nadal wierzy. Powód jest banalny. Oni zrozumieli że słowo wiara oznacza wiarę bez dowodów. Zacytuję fragment z Constantine "Ty nie wierzysz, Ty wiesz a to różnica".
Nurtuje mnie tylko jedno pytanie. Kiedy wreszcie ci, którzy wierzą zaczną wierzyć świadomie a nie ślepo. Bo, o ile wiara nie musi opierać się na dowodach, to powinna opierać się na sensownych przesłankach. Bo tak na prawdę chciałbym żeby ludzie byli wierzący. Nie ze względu na ich dusze czy też jakieś zbawienie bo to mnie nie wiele obchodzi, ale gdyby żyli zgodnie z zasadami swojej wiary to świat byłby o wiele bezpieczniejszy i lepszy. W końcu te zakazy na tablicach nie są takie całkiem bez sensu.
Pan M
21 sty 2008
Inny
Pod moim oknem na ławce siedzą jacyś ludzie. Śmieją się głośno i żartują. Dzieciaki, młodsi o parę lat ode mnie. Z kolei nie aż o tyle, żeby czyniło to tę różnicę istotną. Pytanie: czemu nie siedzę tam z nimi?
Jest tam kilku chłopaków i kilka dziewczyn, dwójka z nich obściskuje się, więc chyba para. Któraś z dziewczyn pali papierosa. Sposób w jaki chowa go przed przechodniami upewnia mnie, że jest na niego zbyt młoda. Nie jest późno. Szósta wieczór. Ale ciemno jak to w listopadzie.
Pytanie tylko, czemu nie jestem tam z nimi? Nie są wiele są młodsi ode mnie. Dogadał bym się. Zapalił papierosa i pośmiał się z dennych żartów. Ale ja nie chcę. Nie jestem taki jak oni. Jestem inny. Świat, w którym oni żyją, niewiele mnie obchodzi.
Ich interesuje :jak tu się dobrze bawić, jak się ustawić. Którą z dziewczyn da się wyrwać czy też który z chłopaków ma fajny tyłek, zależnie od orientacji. Ja ich nie obchodzę. Jestem intruzem. Czuje się w ich towarzystwie nieswojo i dziwnie. Oni przejmują poglądy otoczenia. Mnie zaś otoczenie nie obchodzi tak długo, jak długo nie wchodzi mi w drogę. A jak już wejdzie to omijam
i idę dalej swoją drogą. Nie pasuje do nich i nic mnie z nimi nie łączy. Oni bawią się zakładając fotki, czy też paląc potajemnie gandzie. Dla nich wzorami są raperzy, DJeje czy też piosenkarze. Niezależnie od stylu. Skejci, metale, dresy, czy też jacyś inni. Oni wszyscy tak naprawdę zajmują się jednym i tym samym. Cała otoczka jest tylko pozą, która najbardziej im odpowiada. Zabawne.
To jednostka powinna nadawać kształt grupie. Tutaj jednak grupa nadaje kształt jednostce. I to jest straszne. Ich wszystkie mody, rzeczy które są cool i fajne mają dla mnie posmak tandety. Zwykłego oszustwa. Ilu z nich robi to, co naprawdę by chcieli? A ilu oszukuje się? Szczerze mówiąc, to mnie to nie bardzo obchodzi. Niech robią to co im się rzewnie podoba. To ich życie
i nic mi do niego. Jednak czasem trochę smutno, gdy ludzie wspaniali są niedoceniani i wyśmiewani dlatego, że nie mają zamiaru podporządkować się regułom tej gry. Bo to naprawdę jest gra. Co jest w modzie. Kto kogo rzucił i z kim jest, kto obgaduje go za plecami, komu podoba się tamta dziewczyna itd. Zdarzają się między nimi ludzie inteligentni, bystrzy czy też utalentowani, ale co z tego skoro ciągle są tacy sami jak reszta. Zamknięci na innych.
Jestem introwertykiem. Nie lubię tłoku. Wolę samotność. Daje poczucie bycia tym, kim chce się być, możliwość uwolnienia się od ich spojrzeń w których widać niesmak. Kim on w ogóle jest? Co on tu robi? Dlaczego ośmiela się kłócić z nami? I w sumie tylko jedno trochę boli. Gdy jest się samotnym bo zrozumie się, że oni i tak nic nie zrozumieją.
I oto tak pozostaje na tym świecie 90% pozerów i te 10% ludzi świadomych. Żeby było ciekawiej to te 90% bez zahamowań wykorzystuje uczucia, ideały i wiarę reszty. Do czasu. Bo gdy oni zorientują się, że są manipulowani to biada reszcie świata. Bo gdy zabije się ich nadzieje, wiarę i idee zostają cynicznymi skurwielami, którzy by odbić sobie krzywdę, rozpoczynają bolesną grę. Bolesną dla wszystkich wrogów. I uwierzcie mi, że są oni wystarczająco inteligentni, bezczelni, cyniczni, złośliwi i bezwzględni by robić to z precyzją i wytrwałością, której reszta nie posiądzie nigdy. Na własną zgubę. Dlatego też jeśli już ktoś jest zły to zwykle jest też cholernie inteligentny i sprytny.
Tylko idioci pozostają bezgranicznie dobrzy.
Tak długo, póki nie spotkają życia.
Pan M.
Jest tam kilku chłopaków i kilka dziewczyn, dwójka z nich obściskuje się, więc chyba para. Któraś z dziewczyn pali papierosa. Sposób w jaki chowa go przed przechodniami upewnia mnie, że jest na niego zbyt młoda. Nie jest późno. Szósta wieczór. Ale ciemno jak to w listopadzie.
Pytanie tylko, czemu nie jestem tam z nimi? Nie są wiele są młodsi ode mnie. Dogadał bym się. Zapalił papierosa i pośmiał się z dennych żartów. Ale ja nie chcę. Nie jestem taki jak oni. Jestem inny. Świat, w którym oni żyją, niewiele mnie obchodzi.
Ich interesuje :jak tu się dobrze bawić, jak się ustawić. Którą z dziewczyn da się wyrwać czy też który z chłopaków ma fajny tyłek, zależnie od orientacji. Ja ich nie obchodzę. Jestem intruzem. Czuje się w ich towarzystwie nieswojo i dziwnie. Oni przejmują poglądy otoczenia. Mnie zaś otoczenie nie obchodzi tak długo, jak długo nie wchodzi mi w drogę. A jak już wejdzie to omijam
i idę dalej swoją drogą. Nie pasuje do nich i nic mnie z nimi nie łączy. Oni bawią się zakładając fotki, czy też paląc potajemnie gandzie. Dla nich wzorami są raperzy, DJeje czy też piosenkarze. Niezależnie od stylu. Skejci, metale, dresy, czy też jacyś inni. Oni wszyscy tak naprawdę zajmują się jednym i tym samym. Cała otoczka jest tylko pozą, która najbardziej im odpowiada. Zabawne.
To jednostka powinna nadawać kształt grupie. Tutaj jednak grupa nadaje kształt jednostce. I to jest straszne. Ich wszystkie mody, rzeczy które są cool i fajne mają dla mnie posmak tandety. Zwykłego oszustwa. Ilu z nich robi to, co naprawdę by chcieli? A ilu oszukuje się? Szczerze mówiąc, to mnie to nie bardzo obchodzi. Niech robią to co im się rzewnie podoba. To ich życie
i nic mi do niego. Jednak czasem trochę smutno, gdy ludzie wspaniali są niedoceniani i wyśmiewani dlatego, że nie mają zamiaru podporządkować się regułom tej gry. Bo to naprawdę jest gra. Co jest w modzie. Kto kogo rzucił i z kim jest, kto obgaduje go za plecami, komu podoba się tamta dziewczyna itd. Zdarzają się między nimi ludzie inteligentni, bystrzy czy też utalentowani, ale co z tego skoro ciągle są tacy sami jak reszta. Zamknięci na innych.
Jestem introwertykiem. Nie lubię tłoku. Wolę samotność. Daje poczucie bycia tym, kim chce się być, możliwość uwolnienia się od ich spojrzeń w których widać niesmak. Kim on w ogóle jest? Co on tu robi? Dlaczego ośmiela się kłócić z nami? I w sumie tylko jedno trochę boli. Gdy jest się samotnym bo zrozumie się, że oni i tak nic nie zrozumieją.
I oto tak pozostaje na tym świecie 90% pozerów i te 10% ludzi świadomych. Żeby było ciekawiej to te 90% bez zahamowań wykorzystuje uczucia, ideały i wiarę reszty. Do czasu. Bo gdy oni zorientują się, że są manipulowani to biada reszcie świata. Bo gdy zabije się ich nadzieje, wiarę i idee zostają cynicznymi skurwielami, którzy by odbić sobie krzywdę, rozpoczynają bolesną grę. Bolesną dla wszystkich wrogów. I uwierzcie mi, że są oni wystarczająco inteligentni, bezczelni, cyniczni, złośliwi i bezwzględni by robić to z precyzją i wytrwałością, której reszta nie posiądzie nigdy. Na własną zgubę. Dlatego też jeśli już ktoś jest zły to zwykle jest też cholernie inteligentny i sprytny.
Tylko idioci pozostają bezgranicznie dobrzy.
Tak długo, póki nie spotkają życia.
Pan M.
Subskrybuj:
Posty (Atom)