8 gru 2010

Amatorski white russian.





Wierzycie w miłość od Pierwszego wejrzenia? Ja już tak.


W trakcie czytania proszę słuchać powyższego kawałka ;)
Kiedyś myślałem, że dobra muza zaczyna się w krajach anglojęzycznych, a kończy na naszej wschodniej granicy. Mój błąd wynikający z ignorancji.

Ale po kolei. Mój ukochany basista Turek(czyt. moje alter ego, persona tak barwna, że można o nim napisać epopeje, albo, chociaż artykuł tutaj;)) pokazał mi muzykę z kraju, w którym wciąż panuje komunizm w masce demokracji, gdzie dla człowieka 40km to nie odległość, 40 stopni to nie mróz, a 40% to nie wódka. Właściwie to jeden zespół, ale to i tak prężna reprezentacja.

Myślałem, że skoro nasze zespoły(jesteśmy progiem zachodu w końcu!) Nie mają okazji się wybić i tak naprawdę taka muzyka wciąż jest undergroundowa (obrzydliwe słowo... Kojarzy mi się, że ktoś siedzi na stacji metra i gra na flecie by się utrzymać.) I możemy zapomnieć o dużych scenach, na miarę odwiedzających czasem nasz kraj, zachodnich gwiazd. Teraz ograniczmy się do polskiej sceny metalcore. Jakieś propozycje? Bo ja nie znam żadnego polskiego zespołu metalcore dającego koncerty w otoczce wielkoformatowych zagranicznych kapel. I nie chodzi mi tu o wywyższanie czy ubóstwianie tych muzyków tylko o wielkość sceny efekty i tej całej otoczce, dzięki której te koncerty są aż tak dobre.

W naszym pięknym kraju zwykle te dobrze brzmiące zespoły tworzą w języku Szekspira (No są wyjątki jak Hunter), bo po polsku to zwykle brzmi... No nie brzmi. Jednak język rosyjski brzmi swojsko i ładnie się komponuje z przesterowaną gitara, gdy jest wywrzaskiwany.

[AMATORY], bo o nich mowa, to moja nowa miłość od pierwszego wejrzenia. Nasi towarzysze z Piotrogrodu już pierwszym uderzeniem dźwięku wyrwali mnie z moich mentalnych glanów (prawdziwych nigdy nie kupiłem. Mama mi nie pozwala...;() Ich riffy, po prostu wgniatają mnie w ziemię no i w kilku kawałkach jest to, co takie tygryski jak ja lubią najbardziej, czyli przesterowany bas. No to teraz napisze o czymś, na czym się, jako tako znam;). Ich bębniarz naprawdę wie, o co chodzi. Gdy słucham jego gry mam wrażenie, że sam bym to zagrał w ten sam sposób(a to duży komplement). Partie perkusyjne nie są zaszczute gitarowymi solówkami i upchnięte gdzieś tam na dno, bo niestety muszą być jakieś być. Uwielbiam takie zespoły, w których jest miejsce dla każdego z instrumentów i wszystko pozostaje w równowadze i nikt nie wrzeszczy "To moja partia i ja mam tu wypaść najlepiej!"(Chyba wszyscy gitarzyści tak mają, co?:))

Ich fenomen polega na tym, że do pewnego momentu, nie było ich ani w telewizji, ani w radio ani w tematycznych czasopismach, a i tak cała Rosja ich znała. Jak widać tam wystarczy dobrze grać, a nie jak u nas znajomości w telewizji lub w radio…

Niestety zespół nigdy nie przekroczył naszej wschodniej granicy. Do tej pory koncertowali wyłącznie W Rosji, Białorusi i Ukrainie. Pozostaje nam tylko czekać aż w końcu odwiedza swoich sąsiadów bardziej na zachód. Bo mi się wydaje, że są lepsi niż nie jeden zespół, na którego koncert, bilet kosztował grube setki naszych złotóweczek tak miłych każdemu sercu;)

Przy okazji skłoniło mnie to wszystko do refleksji nad polską sceną metalową, na której najbardziej znane zespoły grają koncerty w salach po 200 osób w piwnicach jakiś pubów a na duże sceny wdrapują się tylko od święta. Zróbmy coś z tym!

Zakochany Pan C. ;)

Brak komentarzy: